piątek, 26 czerwca 2015

Od Mayumi [$]( ͡° ͜ʖ ͡°) - Rozdział 5 ,,Witaj w domu Jinx''

Przez resztę dnia nie wychodziłam nawet z pokoju. Dobrze, że okazało się iż mamy odwołany trening z racji jakiejś rady. Nie dałabym rady gdziekolwiek wyjść, bynajmniej nie dziś. Musiałam to sobie wszystko przemyśleć jeszcze raz na spokojnie. Po głowie latało mi tylko jedno pytanie - dlaczego? Nie miałam pojęcia, co było powodem tego, że mnie tak okłamał.Przecież w końcu się przyjaźniliśmy.
- Jinx, słońce gdzie Ty się podziewałaś cały dzień? - zapytała z troską Leona, widząc mnie w pokoju.
- Nigdzie. - wytarłam łzy z policzków rękawem od bluzy.
- Płakałaś...- odgarnęła moją grzywkę na bok. - Coś się stało?
- Nic takiego, wspomnienia.
- Nikt Ci nic nie zrobił?
- Nie, coś Ty.Już mi lepiej. - sztucznie się uśmiechnęłam. - Muszę pilnie wrócić do miasta.
- No to masz okazję, Ashe dała Nam kilka dni wolnego przed meczami, od jutra.
- O, świetnie. Dziękuję za troskę. - przytuliłam ją.
- Tylko nie narób głupstw.. - westchnęła. - Dobranoc.
- Wiem co robię. Nie mów tylko nic komu, nawet Shyvanie. - poprosiłam. - Bo zaraz zacznie bez sensu panikować.
- Nie powiem.
- Dziękuję. - przymknęłam czy i po chwili zasnęłam.
Rano obudziły mnie promienie słońca wpadające przez okno do pokoju. Po cichu wstałam z łóżka i poszłam do łazienki. Zarzuciłam Rybeńkę na ramię, bez niej nie ruszałam się praktycznie nigdzie, i wyszłam na chłodny korytarz.
Gdy wyszłam na dwór, ogarnęło mnie dziwne uczucie pustki. Nigdy nie chodziłam po Zaun sama..
- Pani zamierzała iść sama? Nie ma takiej opcji. - poczułam, że ktoś delikatnie łapie mnie za rękaw od bluzy.
- Skąd wiesz gdzie idę? - mruknęłam.
- Domyślam się. Zawsze chodziliśmy tam razem, to dlaczego mamy to zmieniać? - uśmiechnął się Ekko.
- Nie wiem. Po tym wczoraj..
- Cii. - położył mi palec na ustach. - Nie wspominajmy o tym, skupmy się na tym co mamy do załatwienia. I mam nadzieję, że jak to załatwimy to zaczniesz się częściej uśmiechać marudo.
- Postaram się. - obiecałam.
- Mówiłaś komuś gdzie idziesz?
- Jedynie Leonie. - skierowałam się w stronę drogi w lesie. - Mam do niej zaufanie, nie powie nikomu nic na szczęście. - westchnęłam.
W sumie to cieszyłam się, że nie idę tam sama. Hm, ogólnie się cieszyłam, że w tej całej sytuacji nie jestem sama. Czyżby wracały stare dobre czasy? Może po części, bynajmniej miałam taką nadzieję.
Przez całą drogę panowała ładna pogoda. Bezchmurne niebo, słońce. Ostatni raz tak daleko od instytutu byłam chyba z rok temu, na spacerze w lesie. Gdy wreszcie dotarliśmy do miasta, serce zaczęło mi bić szybciej. Mało się tu zmieniło od tych dwóch lat..
- A więc tak to teraz wygląda..- rozglądnęłam się dookoła siebie.
- Praktycznie to samo, prawda?
- Tak..- przejechałam dłonią po chłodnych murach jednego z budynków. - Dalej tak samo szaro i dziwnie. Tylko coś tu tak pusto.
- Bo jest południe, wszyscy są w pracy, szkołach czy domach. - westchnął. - Zaczekaj tu, pójdę po niego. Mam pewien plan. - zniknął w ciemnym zaułku między kamienicami.
- Mhm, jasne. - przytaknęłam i przeczesałam palcami grzywkę. Ciekawe co się stało z innymi naszymi przyjaciółmi..Lucasem, Caroline..Dalej tu mieszkają, czy się przeprowadzili..?
- Chodź Jinxie. - nim zdążyłam się zorientować, Ekko wrócił i pociągnął mnie za sobą przed siebie.
- Ale dokąd, przecież..- już chciała zaprotestować.
- Tak, tak jak ustaliliśmy przyjdzie za 10 minut do opuszczonej fabryki.
- A co z planem?
- Jest banalny. Ty rozmawiasz, ja się gdzieś schowam i w razie czego Ci pomogę.
-Oh, no dobrze. - w sumie, to mi to pasowało, bo to ja miałam do niego największy żal.
10 minut później, zjawił się i on. Osoba, którą znienawidziłam do tego stopnia,żeby coś mu zrobić. Uśmiechnęłam się do siebie, może trochę niepokojąco, i jak gdyby nigdy nic wyszłam z ciemnego kąta fabryki.
- Proszę, proszę kogo ja widzę. - skrzyżowałam ręce na piersiach i bardziej się uśmiechnęłam.
- Jinx..? Co Ty tu robisz?
- Trochę czasu minęło od ostatniego spotkania, prawda Ajuna? - podeszłam do niego. - Aż dwa lata, dużo no nie? Co tu robię? Powiedzmy, że wróciłam wyrównać rachunki. Mój przyjacielu. - ostatni wyraz wypowiedziałam specjalnie głośno.
- O czym Ty mówisz? - zdziwił się.
- Wiesz, uważałam Cię za przyjaciela, ale przyjaciele się nie okłamują.
- Nigdy Cię nie okłamałem!
- Nie? Nie ośmieszaj się bardziej, wiem wszystko, znam całą prawdę! Po dwóch latach życia w kłamstwie i fałszywym przekonaniu!
- Skąd o tym wiesz..- mruknął.
- Dlaczego? Dlaczego mnie tak okłamałeś? Jaki był powód? I Ty uważałeś się za mojego przyjaciela?
- Dlaczego? Dlatego, że przez te wszystkie lata byłem o Ciebie zazdrosny, bo Cię kochałem! A Ty jak głupia wszędzie z nim chodziłaś! Z nim a nie ze mną!
- Bo go do cholery kochałam! Swoim kłamstwem skrzywdziłeś mnie bardziej niż ktokolwiek inny!Nienawidzę Cię!
- Kochasz go dalej?
- Tak, ale nie potrafię już odbudować naszych relacji przez to co się stało! - krzyknęłam, zapominając zupełnie że jestem tu razem z Ekko. - Mogłeś mi o tym powiedzieć, a nie załatwiać to w taki sposób!
- A Ty dalej swoje widzisz? Minęły dwa lata, a Ty dalej jesteś w nim zakochana! Tamto kłamstwo miało Cię do niego zniechęcić.
- Ale przyciągnęło jeszcze bardziej.Nienawidzę Cię. - rozpłakałam się i chwyciłam za Rybeńkę. - Zdychaj. - wycelowałam w niego, ale nagle poczułam, że ktoś odciąga mnie do tyłu.
- Jinxie, nie warto. Nie warto mieć na sumieniu takiego kogoś, uwierz mi.
- Nienawidzę go.. - zrzuciłam Rybeńkę na podłogę i bardziej się rozpłakałam.
- Cii, już dobrze. Nie płacz. - przytulił mnie mocno do siebie. - Wszystko się jakoś ułoży. - pogłaskał mnie po głowie.
- Nie..nawidzę..-  trochę się uspokoiłam.
- Naprawimy to razem. A teraz chodź już stąd.
- Razem. - podniosłam wyrzutnię rakiet z podłogi i bez słowa wyszłam na zewnątrz. W sumie miał rację, nie warto by było mieć takiego kogoś na sumieniu. Mimo wszystko, po tej całej sytuacji poczułam się lepiej, odzyskałam jakiś wewnętrzny spokój. Byłam jakaś spokojniejsza o to co będzie dalej.

Rozdział 25 - Piknik Yordli

Tadaa! Rozdział przerywa serię XD
Rozdział inspirowany "odcinkiem" pewnej gry.


Trójka znajomych w dalszym ciągu zabawiała się materiałami wybuchowymi, do momentu kiedy wparowała do części mieszkalnej Ziggs'a Lulu. Na widok jej i szerokiemu uśmiechowi goszczącego na jej buźce <który swoją drogą dorównywał Ziggs'owi XD> można było się łatwo domyślić, że coś się szykuje. Mieli rację. Jak tylko Wróżkowa Czarodziejka przewróciła ich, pomachała czymś w dłoni przed ich nosami.
-Zbierajcie się, zbierajcie! Piknik!
-Lulu, możesz z nas zejść? Nie to, że źle ci życzę ale chyba poleje się krew - powiedziała ostrożnie Tristana patrząc na Zmechanizowanego Zabijakę, a dokładniej na wyraz jego oczu. Raczej niezbyt przyjemna przyszłość szykowała się dla Lulu jeśli by z nich szybko nie zeszła. Tamta chyba domyślała się co się święci, dlatego też szybko zeskoczyła z trójki przyjaciół. Po otrzepaniu się, spojrzeli na nią z zapytaniem w oczach. To znaczy Dumna Kanonierka bo Ziggs jak zwykle się szczerzył a Rumble gdyby miał karabiny zamiast oczu, Lulu leżała by już 5 metrów pod ziemią.
W każdym razie, Lulu radośnie klasnęła w dłonie i powiedziała wesoło:
-Robimy piknik! Wszyscy bohaterowie organizują kilka wielkich naraz! Dla Yordli jest osobny, na wyłączność!
-Wszyscy są zaproszeni? Wszyscy będą? - Rumble nie podzielał jej entuzjazmu. Ta chyba czytała mu w myślach, bo dodała po chwili:
-Spokojnie, Heimerdinger odmówił uczestnictwa. Coś niby, że ma do zrobienia parę własnych spraw...To jak? Idziecie? Bo reszta już się zebrała.
-Jasne- powiedziała za pozostałych Tristana. Po chwili już ich ciągła za nadgarstki i niedługo po tym, zbliżali się do pozostałych uczestników pikniku. Zauważyli parę ciekawostek - nikt nie miał przy sobie swoich broni ani amunicji. Wszyscy chcieli się cieszyć wolnym czasem. I dlatego na dzień dobry, Lulu, Poppy i Trist rozłożyły wszytko a w tym samym czasie Rumble z Kennenem zajmowali się rozpalaniem niewielkiego grilla. Klasyczną metodą zajęłoby to długi okres czasu ale Serce Nawałnicy nieco się zdenerwował kiedy już 6 zapałka zgasła zanim została wrzucona w celu rozpalenia, więc cisnął niewielkim piorunem w złośliwy grill. Podziałało. Od razu zaczął ładnie się palić.
Skoro ledwo co położyli przekąski na grilla, a mieli sporo czasu zanim będą gotowe, część zagłębiła się w rozmowie, inni zaczęli się droczyć ze sobą/ bawić a co niektórzy, tak jak Rumble zwyczajnie położyli się pod drzewem i cieszyło się chwilą. Oczywiście obok niego znalazła się Tristana.
-Wolny dzień z całkiem dopisującą pogodą, brak Dingera...Czego można chcieć więcej?- Rozmarzył się.
-Potyczka z nim w przeciwnikach następnego dnia? - Odpowiedziała na jego pytanie z trudem hamując śmiech. Otworzył oko i spojrzał na nią z uśmiechem.
-Czytasz mi w myślach.
-Ej, chodźcie! Wszystko jest gotowe!
Po chwili każdy brał na talerz na co miał ochotę. Kiedy tylko usiedli, zaczęła się wojna o dodatki do potraw. Wszystko latało z rąk do rąk. Zanim Tristana zdążyła wziąć pierwszy kęs sałatki, Kennen poprosił ją, aby mu podała sól.
-Dacie mi ziółka?- Zapytała się Lulu, na co Poppy od razu jej je podała.
Z Gnarem sprawa wyglądała nieco inaczej. Zamiast z talerza, wziął swój kawałek mięsa w małe rączki z jadł tak zadowolony z siebie. Wszyscy znając fakt, iż potrafi się zmienić w Mega - Gnara, dawali mu to o co aktualnie prosił, chociaż ciężko było go zrozumieć, skoro używał swojego języka, który mało kto rozumiał. W oczekiwaniu na kolejną partię dań, Lulu zaczęła się bawić z Brakującym Ogniwem rzucając mu jego bumerang. Tą zabawę można było porównać do aportowania, nic więc dziwnego, że kilka innych postaci po chwili do nich dołączyło. Wszyscy świetnie się bawili, ewentualnie odpoczywali w błogim zadowoleniu aczkolwiek nikt nie narzekał. Kiedy skończyły się posiłki z grilla a on sam powoli gasł, Ziggs gdzieś zniknął. Zanim zorientowali się co się dzieje, wrócił rzucając balonami z wodą w Yordli. Było parę wrzasków ale nikt nie pozostawał dłużny. Ponieważ Ziggs kogoś uprosił, aby przytargać olbrzymie pudło z balonami z wodą, każdy chwycił po kilka sztuk i zaczęła się iście mokra zabawa. Każdy w każdego rzucał balonami, przez co wszyscy ociekali wodą wielce zadowoleni. Niestety, sielanka skończyła się parunastu minutach kiedy zabrakło już materiałów.
Dzień zbliżał się ku końcowi, przez co pozbierali wszystko i bohaterowie wracali do siebie. W przypadku Yordli, które jak tylko znalazły się u siebie natychmiast zmieniły ubrania, wytarły się dając wszystko do wysuszenia. Rumble przeczesał sobie rozwaloną fryzurę popijając gorący napój. Tak samo było u Tristany, która opatulona w koc piła coś na rozgrzanie.
Jedno było pewne - nikt nie mógł narzekać na brak wydarzeń i emocji. Wszystko było udane.

wtorek, 23 czerwca 2015

Od Mayumi [$]( ͡° ͜ʖ ͡°) - Rozdział 4 ,,Czas na wyjaśnienia''

Mimo całej zaistniałej sytuacji, ja nadal wierzyłam w to, że będzie lepiej. I pomyśleć, że jedna rozmowa wszystko popsuła...Kiedy tak sobie rozmyślałam, do pokoju po cichu wróciła Shyvana. Wywróciłam oczami do góry i obróciłam się na bok. Jedyne o czym teraz marzyłam, to sen.
Rano obudziło mnie pukanie do drzwi. Zaspana wstałam z łóżka i poszłam otworzyć.
- Pantheon? Wiesz która jest godzina? - zapytałam Rakkoriańskiego wojownika.
- No gdzieś tak po ósmej pewnie.
- Własnie. Co chciałeś? - ziewnęłam.
- Yyy...Ja do Leony. - mruknął. No tak, a do kogo by innego.
- Ona śpi...Ale jak chcesz popatrzeć jak śpi to zapraszam. - Wpuściłam go do środka. - Hola, hola panie ważny, a co ON tu robi? - syknęłam wskazując na Dravena.
- Bo ja wiem? Chciał czegoś od Ciebie. - wojownik wzruszył ramionami. Super, jeszcze brakowało tu tego idioty...
- Słucham. - mruknęłam, niechętnie wychodząc na korytarz.
- Chciałem tylko zobaczyć jak się ma moja ukochana. - oparł się o ścianę i zmierzył mnie wzrokiem.
- Mówiłam Ci już coś na ten temat.
- Co z tego? Ja zawsze dostaję to, co chcę. - mruknął pewnie.
- Daj mi spokój, ostrzegam po raz ostatni.
- Bo co? Bo coś mi zrobisz? - zaśmiał się. - Mi się nie odmawia.
- To czas zmienić tą zasadę.
- Nie odpuszczę sobie Ciebie tak łatwo. Nigdy. - syknął.
- Skończyłam tą denną rozmowę. - wróciłam do pokoju i usiadłam na łóżku. O rana jakieś problemy, pięknie.
Będąc myślami zupełnie gdzie indziej, po śniadaniu udałam się na lekcję magii. Położyłam książki na stół i usiadłam obok Ekko.
- Stało się coś Jinxie? - zapytał wyraźnie zmartwiony moim zachowaniem.
- Znów Draven, nic takiego. - westchnęłam.
- Coś Ci zrobił?
- Nie,jeszcze nie.
- Nie pozwolę temu palantowi Cię tknąć. - mruknął. - To znaczy nie chcę, żeby Ci się coś stało...
- Spokojnie, jest okej. - nawet się uśmiechnęłam,
- Po lekcji muszę Ci coś pokazać.
- Co takiego? - zaciekawiłam się.
- Nie umiem tego określić, ale jest to coś w stylu skoku w przeszłość.
- Znów kombinujesz coś z czasem?
- Nie bez powodu nazywają mnie geniuszem z Zaun. - Zaśmiał się. - Odkryłem to ostatnio, ale teraz chcę, żebyś przy tym była. - jego oczy błysnęły jak gwiazdki.
- Obiecuję, będę. - szepnęłam, bo do sali weszła nasza nauczycielka od magii, Ahri. Lisiczka przywitała się z Nami grzecznie i zaczęła lekcję. Lubiłam jej słuchać, była jedną z normalniejszych tu nauczycieli. Nie dało się jej nie lubić. Mimo tego, nie potrafiłam się kompletnie skupić na lekcji.
Po godzinie wyszliśmy już z sali, na godzinną przerwę przed treningiem. Bez słowa poszłam za Ekko do pustego korytarza w drugiej części Instytutu.
- Zamknij oczy. - poprosił i złapał mnie za rękę.
- Mhm. - mruknęłam i je zamknęłam. Chwilę później usłyszałam tylko dziwny świst i chłodny podmuch wiatru. Kiedy zdziwiona otworzyłam oczy, byliśmy na jednej z uliczek w Zaun. - Jak my...
- To tylko nasz wspomnienia. - wyjaśnił. - To co było kilka lat temu, zobacz. - wskazał przed siebie. Przed nami byliśmy...my...szliśmy gdzieś, ciągle się do siebie uśmiechając.
- Pamiętam, wtedy, tego dnia uciekliśmy z sierocińca, i całą noc chodziliśmy bez sensu po mieście, bo nie mieliśmy się gdzie podziać...Ale wtedy...- pociągnęłam go za sobą w stronę Nas z przeszłości. - On to zepsuł.
- Ajuna..?
- Tak. - Mruknęłam. - Chciał ze mną pogadać na osobności, gdyby mi tego nie powiedział, może byłoby jak dawniej. Widzisz? Właśnie mówi mi, że tak naprawdę byłam częścią waszego zakładu, że nie traktowałeś mnie nigdy poważnie, tylko jak zwykłą dziewczynę a nie jak przyjaciółkę. I że jesteś z tą szmatą Janną. O, teraz mówię Ci, że muszę zniknąć z miasta, bo mam duże problemy i zapłakana uciekam. Wiesz dlaczego dołączyłam do Instytutu? Żeby się jakoś po tym pozbierać i o Tobie nie myśleć. Wiesz ile nocy przepłakałam? Dalej mam w głowie te słowa Ajuny! Kiedy też zacząłeś tam naukę, wszystko wróciło. Wszystko. Bo byłeś dla mnie kimś więcej niż tylko przyjacielem z dzieciństwa. Sama Twoja obecność powodowała u mnie uśmiech na twarzy. Byłeś dla mnie idealnym chłopakiem, a ten pojeb wszystko zepsuł! Nienawidzę go za to! - rozpłakałam się.
- O czym Ty mówisz Jinxie..Jaki do cholery zakład...? - po jego policzku spłynęła łza. - Nigdy nie było żadnego zakładu...Janna nigdy mi się nie podobała, bo podobałaś mi się jedynie Ty...Czyli dlatego wtedy nie chciałaś ze mną być, tak?
- Słucham...Jak nie było...czyli...- byłam w szoku tym co powiedział. - Zabierz mnie stąd proszę!Za dużo tego wszystkiego! - zamknęłam oczy, a kiedy je otworzyłam byliśmy z powrotem w Instytucie.
- Jinxie, przepraszam..- klęknął przede mną. - Ja Cię..
- Mam dość, daj mi spokój! Wszystko Nam zepsuł, pożałuje tego! Dlaczego mnie tak okłamał...
- Nie wiem dlaczego, ale też chciałbym to wiedzieć...Przecież możemy to naprawić..
- To za bardzo boli, nigdy się tyle nie nacierpiałam co wtedy! Dość...- dalej płacząc, pobiegłam przed siebie w ciemny korytarz , zostawiając Ekko samego.
- Mieliśmy to naprawić razem...Razem, bo Cię nadal nieprzerwanie kocham...-mruknął za mną, ale ja go już nie słyszałam.
Weszłam do pokoju i cała się trzęsąc, usiadłam na łóżku. Nic już nie rozumiałam. Po dwóch latach dowiaduję się nagle prawdy, która jest zupełnie inna...Ale dlaczego Ajuna, który uważał się za mojego ,,przyjaciela'' tak mnie okłamał ? Dlaczego tak bardzo nie chciał, żebym była z Ekko?
Czasem żałowałam, że stamtąd uciekłam. Dziwne? Trochę, ale może gdybym nie uciekła, to prawda wyszłaby na jaw szybciej i teraz byłabym...Ech.
Ale czy teraz, po tak długim czasie, da się to naprawić? Na razie wiedziałam tylko jedno - czas wybrać się do Zaun i wyrównać rachunki.


Hehe, jak ja uwielbiam zwroty akcji aby się na kimś zemścić *-*
Tak inną drogą, to na serio nieźle piszesz :) W ramach dopingu, dodaje znaleziony obrazek

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Od Mayumi [$]( ͡° ͜ʖ ͡°) - Rozdział 3 ,, Powrót do przeszłości ''

Kiedy przechadzałam się pustymi alejami na Summoner's Rift, łzy zaczęły mimowolnie cieknąć mi po policzkach. Było ciemno, a drogę oświetlały jedynie świetliki. Czułam się dziwnie.
- Rybeńko - zwróciłam się do wyrzutni rakiet. - Dlaczego to musi być takie trudne? Dlaczego ja byłam wtedy taka głupia..? - szepnęłam i się rozpłakałam. Usiadłam na trawie i podkuliłam kolana pod buzię. - Tak bardzo bym chciała, żeby było tak jak dawniej.. Żebyśmy znów byli tacy jak kiedyś. Żebyśmy chodzili wszędzie razem, grali w głupie karty i...
- I patrzyli razem w gwiazdy Jinxie?
Podniosłam głowę do góry.
- Ekko..- szepnęłam tylko widząc chłopca obok siebie. - Tak..
- Też bym chciał. Bardzo..em..dlaczego nie ma Cię na przyjęciu? - szybko zmienił temat siadając obok mnie.
- To nie dla mnie, wolę posiedzieć w ciszy. A Ty? - wytarłam łzy z policzków.
- Też. Wiesz..przepraszam,że byłem wobec Ciebie taki..no wiesz..ale..
- Nic się nie stało.. Ale..?
- Nieważne. Pamiętasz jak dawniej spędzaliśmy każdy wieczory?
- Mhm. Właśnie tak. - spojrzałam w niebo.
- No, prawie każdy. Bo były też takie, które spędzaliśmy w mieście, trochę łamiąc prawo.
- Trochę? - zaśmiałam się nawet.
- Tęskniłem za  tym..- westchnął. - Wracamy do nich na salę? Razem..
- Ym..tak, chodź. - wstałam z trawy i podniosłam Rybeńkę.
Nie wzbudzając podejrzeń, wróciliśmy na przyjęcie. W sumie cieszyłam się, że go tam spotkałam, ale też pewnie słyszał wszystko co mówiłam.. Jednakże, czułam się o niebo lepiej.
- Jinx, tu jesteś! Wszędzie Cię szukałam, gdzie byłaś? - podeszła do mnie Shyvana.
- Tu i tam..- uśmiechnęłam się spoglądając na Ekko.
- Mniejsza z tym. Szykuje się wojna z Demacią..
- Co? Skąd Ty o tym wiesz? - zdziwiłam się.
- Od Ashe.. Przecież my nie damy rady..
- Dlatego musimy więcej trenować. - wtrącił się Ekko. - Ja już Wam nie przeszkadzam, do zobaczenia Jinxie. - uśmiechnął się do mnie i zniknął w tłumie.
- Jutro trening. Nawet dwa, i lekcja magii. - wyliczała Shyvana.
- Taa rozumiem. - przytaknęłam,ale tak naprawdę mało mnie to obchodziło.

Po skończonym przyjęciu, wszyscy udali się do swoich pokoi. Było już dobre kilka minut po północy, a po mojej przyjaciółce nie było ani śladu. Pewnie nic jej nie jest, ale czułam, że muszę jej poszukać. Po cichu, żeby nie obudzić Leony, wyszłam na chłodny i pusty korytarz Instytutu. Rozglądnęłam się dookoła. Pusto. Czyli może być tylko w jednym miejscu. Zeszłam po schodach na niższe piętro. Nagle usłyszałam za sobą dźwięk kroków. Stanęłam w miejscu i się odwróciłam.
- Czy Ty mnie śledzisz? - zapytałam z oburzeniem z głosie, krzyżując ręce na piersiach.
- Ja? Nie,nie..Oszalałaś? - bronił się Ekko, ale był jakoś za mało przekonywujący.
- To co tu robisz?
- Nic takiego, Wukong po prostu ma gościa więc postanowiłem im nie przeszkadzać. Gdzieś tu powinien kręcić się jeszcze Teemo.
- Ten gość to chyba Shyvana, której szukam. No nic, trudno..
- Jinxie?
- Tak?
- Pamiętasz, co kiedyś ode mnie dostałaś?
- Tak..łańcuszek z zawieszką w kształcie amunicji do chyba karabinu..A le cholera, zgubiłam go gdzieś w tym magazynie..
- Daj mi rękę. - poprosił. Wyciągnęłam dłoń w jego kierunku a on położył mi na niej mój łańcuszek.
- Mój..skąd Ty to..
- Znalazłem go kilka dni później właśnie tam, ale Ciebie już nie było w Zaun...
- Oh Ekko..- podniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy. - Dziękuję..
- Będzie Ci o mnie przypominał. - westchnął.
- Nie musi przypominać, pamiętałam zawsze. Szkoda, że to wtedy tak wyszło.. Przepraszam.
- To?
- To..wiesz co.. Wieczór,puste uliczki,północ..
- Ahh, to.. Było,minęło. To ja przepraszam, za dużo sobie wyobrażałem.
- Nie, to ja po prostu stchórzyłam. - mruknęłam. - Ale obiecałam sobie, że kiedyś to naprawię.
- Kiedyś naprawimy to razem. - poprawił i się uśmiechnął.
- Tak, razem. Pójdę już. - zmieszana całą sytuacją wolałam wrócić do pokoju.
- No to..do zobaczenia jutro na lekcji.
- Tak, dobranoc.
- Jinx?
- Tak?
- Dziękuję. - mruknął i poszedł w drugą stronę. Weszłam po schodach na górne piętro. Zacisnęłam w dłoni łańcuszek i nawet się uśmiechnęłam. Miałam nadzieję, że wszystko będzie tak jak dawniej. Ale przecież mówią, że nadzieja to matka głupich.


Teraz na serio zaczynam się bać, że przejmą mi bloga XD
Hahaha, wstawiłam - przecież ostrzegałam XD

Od Mayumi [$]( ͡° ͜ʖ ͡°) - Rozdział 2 ,,I żeby było jak dawniej''

- Proszę, proszę.. Słynna siostra Vi.. A może raczej stuknięta kryminalistka? - mruknęła Luxanna.
- Daj spokój czas to załatwić. - Garen zamachnął się na mnie i Leonę, ale brązowowłosa wojowniczka zdołała obronić Nas obie. Zacisnęłam dłonie na wyrzutni rakiet.
- Rybeńko, czas na porządki. - uśmiechnęłam się i strzeliłam rakietą wprost w Garena. Trafiłam, ale obrażenia nie były aż tak poważne, by go wyeliminować. Wtem oślepiający błysk odrzucił mnie do tyłu.
- Jinx, w porządku? - krzyknęła Leona,odpierając kolejno ataki Lux i Garena.
- Tak. - odetchnęłam i wstałam. Widząc, że czarodziejka ledwo daje radę, mruknęłam tylko. - Papatki Lux. - strzeliłam w nią różową rakietą, która powaliła ją na ziemię. Wyeliminowana. Sama nie miałam też dużo zdrowia, ale postanowiłam dalej walczyć. Chwilę później straciłam też Leonę. Zostałam na linii sama z rycerzem z Demacii, który biegł wprost na mnie.
- Na razie wariatko. - Uderzył mnie z zamachu, a ja bezsilnie upadłam na miękką trawę. To był mój koniec..Zamachnął się, żeby mnie dobić, lecz wtedy przed moimi oczami błysnęło coś zielonego, co po uderzeniu w zbroję Garena wydało głuchy odgłos. Poczułam, że ktoś delikatnie podnosi mnie do góry. Otworzyłam oczy i..
- Ekko..- szepnęłam widząc chłopca obok siebie.
- Dokończmy to razem i spadajmy już stąd. - uśmiechnął się, a ja przytaknęłam.
- Do dzieła Rybeńko! - przytuliłam wyrzutnię rakiet i zaczęłam strzelać w Garena pojedynczymi pociskami. Kiedy rycerz z Demacii miał już resztę życia, Ekko załatwił go do końca, celując w niego swoim Czasowstrzymywaczem. Garen zniknął z Summoner's Rift, a ja odetchnęłam. - Dziękuję. - rzuciłam w stronę chłopca i przytulając Rybeńkę, zaczęłam iść w stronę bazy.
- Brawo Jinx. Szybko się uczysz. - pochwaliła mnie Ashe.
- Sama nie dałabym rady. - spojrzałam na Ekko.
- Ładnie to razem rozegraliście. Tworzycie na linii niezły duet. Tak macie grać na każdym treningu i meczach. Możecie się rozejść do pokoi, na dziś to koniec. I przypominam o wieczornym przyjęciu. - dodała łuczniczka.
- Jinxy, gratuluję! - nagle przy mnie znalazła się Shyvana.
- Weź przestań..
- I właśnie dlatego powinnaś być na przyjęciu. Powód Twojego pojawienia się właśnie rozmawia z Wukongiem. - wskazała za siebie.
- I co ja mam z Nim tam robić? - mruknęłam wchodząc do naszego pokoju.
- Porozmawiać. Sama mówiłaś, że byś chciała żeby było tak jak za czasów w Zaun.
- Shyvana ma rację. - Wtrąciła się nagle Leona. - Samo nic nie przyjdzie.
- A wiesz, że on też by chciał, żeby było między Wami tak jak kiedyś? Zanim każde z Was poszło w swoją stronę. - ZOdparła smoczyca.
- A Ty skąd to wiesz? - zdziwiłam się.
- Wukong mi mówił. Przecież Ekko to jego najlepszy przyjaciel.
- Mówił coś jeszcze? - dopytywałam.
- Nie powiem Ci głupia wariatko.
- Shyvana! - skrzyżowałam ręce na piersiach i zrobiłam obrażoną minę. - Mów. -Rzuciłam w nią poduszką.
- Nie. - powtórzyła. - Kiedyś się na pewno dowiesz. Koniec tematu. Ja idę się przyszykować.
- Świetnie - mruknęłam i się przebrałam.
- Jinx.. Czy Ty masz zamiar tak iść? - jęknęła Shyvana, robiąc dziwną minę.
- Tak..? To, że Ty idziesz w sukience moja droga, nie znaczy, że ja też. - wyjaśniłam.
- Idę w sukience, bo..
- Bo?
- Bo Wukong mówił, że ładnie w niej wyglądam. - rozpromieniła się.
- Rzygam już tą waszą miłością. - wykrzywiłam się.
- Zazdrościsz.
- A mam czego?
- Zazdrościsz, bo ten Twój Ekko woli Jannę, niż Ciebie- mruknęła. Au..tu zabolało..bardzo. - Jinx..przepraszam, nie chciałam..- posmutniała.
- Nic się nie stało, w końcu masz rację. - zrobiłam dobrą minę do złej gry. - Idziemy?
- Tak..- powiedziała zakłopotana. Zarzuciłam Rybeńkę na ramię i wyszłyśmy z pokoju. Całą drogę na główną salę, przebyłyśmy w ciszy. Weszłyśmy do środka, byli tu wszyscy uczniowie Instytutu. No, prawie wszyscy.
Stanęłam pod ścianą i rozglądnęłam się po pomieszczeniu. Wszyscy byli tacy radośni i uśmiechnięci. Tylko ja nie miałam powodów do radości. Mój wzrok zatrzymał się na Shyvanie i Wukongu. Wyglądali razem bardzo ładnie, pasowali do siebie.
- Pieprzę to wasze całe przyjęcie. - mruknęłam i opuściłam salę, po czym udałam się w kierunku Summoner's Rift.


Kto jest za tym, że miło się to czyta, proszony jest o zostawienie komentarza :D
A tak na poważnie - zaczynam się bać o swojego bloga bo naprawdę wciąga XD

Od Mayumi [$]( ͡° ͜ʖ ͡°) - Rozdział 1 ,,Przywrócone wspomnienia''


Tęskniłam za Zaun. I to nie dlatego, że źle się czułam w Instytucie,tylko dlatego, że tam czułam się po prostu najlepiej, mimo tego,że mieszkałam w sierocińcu. Wiedziałam, że kiedyś tam wrócę..kiedyś na pewno..
Nigdy jakoś nie byłam specjalnie lubianą osobą, zawsze byłam dość zamknięta w sobie, ale to się zmieniło. Z czasem.
Po śmierci moich rodziców, razem z moją siostrą Vi, trafiłyśmy do sierocińca. Tak, mam siostrę. A może raczej już nie, bo z nierozłącznych sióstr stałyśmy się dla siebie największymi wrogami. Wrogami. Vi dołączyła do Instytutu w Demacii, a ja w Nexus. Oba te miasta od lat toczą ze sobą zacięte wojny i tak w kółko. Od tamtego czasu, uprzykrzałam życie mojej siostrze jak tylko mogłam. Ale za czasów w sierocińcu, było najlepiej. We trójkę tworzyliśmy naprawdę zgraną ekipę. Powiedziałam we trójkę? Tak..ja,Vi i...on.Ekko... Dlaczego te wspomnienia tak bolą?
- Przepraszam Jinx, czy mogłabyś wreszcie wrócić do żywych? - z zamyśleń wyrwał mnie głos opiekunki całej mojej grupy, Ashe. Kobieta o śnieżnobiałych włosach spojrzała na mnie spode łba.- O czym tak tam rozmyślasz?
- O..o Ek..- w porę ugryzłam się w język.- O dzisiejszym ekscytującym treningu, proszę pani.
- Dobrze Jinx,pomyślisz za chwilę, ale teraz jeszcze proszę Cię, słuchaj.
- Mhm, przepraszam.- westchnęłam.Nie potrafiłam dać sobie z tym spokoju. Nie potrafiłam? A może nie chciałam?
- Wszystko w porządku?- spytała Shyvana. Moja jedyna przyjaciółka.
- Nie mogę tak dłużej, rozumiesz? To zaczyna przeradzać się w obsesję..- złapałam się za głowę.
- Na jakim punkcie?-dopytywała.
- Raczej na czyim..
- A więc? -popatrzyła się na mnie może trochę dziwnie, a ja kiwnęłam głową w prawą stronę.
- Ekko..bo widzisz, dwa lata temu,kiedy byliśmy jeszcze w sierocińcu, zrobiłam najgłupszą rzecz na świecie,a mianowicie..
- Wszyscy na swoje linie, zaczynamy trening!- powiedziała dość głośno, lodowa łuczniczka, Ashe. Zerwałam się z miejsca i nie dokańczając przyjaciółce odpowiedzi, pobiegłam na dolną linię,na której byłam wraz z Leoną.
- Wybierasz się dziś na przyjęcie na głównej sali?- spytała Leona.
- Nie,chyba nie..
- Przyjdź. Nie będziesz się nudzić.-mówiąc to, uśmiechnęłam się i przelotnie spojrzała na przestrzeń łączącą linię środkową z dolną.
- Zastanowię się.- obiecałam i spojrzałam tam, gdzie przed chwilą wojowniczka.
Coś fluorestencyjno zielonego błysnęło w zaroślach. Serce zaczęło mi bić szybciej, wiedziałam co to takiego. To była część napędu Z, czyli..on jest tu obok..by w każdej chwili móc nam pomóc..Musiałam się opanować i skupić na grze, teraz tylko to się dla mnie liczyło. Ale dlaczego podczas zupełnej ciszy, gdzieś z niedaleka dało się słyszeć cichy szept, mówiący tylko ,,Jinxie..'' Tak zdrobniale wołali na mnie w sierocińcu. To wyobraźnia płata mi figle, czy ktoś naprawdę szeptał moje imię..Ale..Kto? I dlaczego? Tego chyba nie dowiem się nigdy...a bynajmniej wtedy tak myślałam..
Pogoda na Summoner's Rift dziś bardzo dopisywała. Świeciło słońce, ale nie było ani z gorąco, ani za chłodno. Zarzuciłam moją ulubioną wyrzutnię rakiet, którą nazywałam Rybeńką na ramię i głęboko westchnęłam. Nagle przed moimi oczami rozległ się oślepiający błysk ,a później usłyszałam dziewczęcy śmiech. Przede mną i Leoną stała czarodziejka Lux, a obok niej o wieżę opierał się jej brat Garen.
Hm, Ashe nie wspominała o treningu z drugim instytutem. Czyli zapewne musi gdzieś też tu być moja kochana siostrzyczka..


Masz talent, nie powiem co pewnie napiszą też inni :)
Fajnie się czyta i liczę, że nie zabijesz za wstawienie tego i kolejnego opowiadania ;)

wtorek, 16 czerwca 2015

Rozdział 24 - Bomby czy zazdrość?...Bomby wygrywają XD

Ponieważ dzień dłużył się niemiłosiernie, nikt nie miał ochoty na mecze bohaterów. Prawdopodobnie siła wyższa <Przywoływacze> odczuwali to samo, obyło się bez pojedynków, dzięki czemu, każdy zajął się swoimi sprawami lub co powszechniejsze - odpoczywali.
Rumble jak zwykle zajął się swoim robotem. Tristy jak to każda szanująca się dama, miała swoje humory, i akurat dziś postanowiła nie zionąć ogniem. Yordl z furią uderzał metalowym kluczem o otwór Ogniopluja. Tak uderzał, uderzał zupełnie pochłonięty, nie zauważając ile śrub mu wyleciało. W pewnym momencie ich los podzieliła zębatka. Jednak ona, została złapana w ręce o odcieniu lekkiego fioletu. Postać się uśmiechnęła.
- Jak tak będziesz masakrował maszynę, trzeba będzie ja znowu składać.
Rumble zaprzestał wykonywania czynności i odwrócił się z lekkim uśmiechem. Łatwo zgadnąć, kto a raczej kim była tajemnicza postać. Tristana obracała w palcach ową zębatkę stojąc na także stojącej w pionie swojej broni. Po chwili zeskoczyła z wdziękiem i podeszła do Zmechanizowanego Zabijaki rzucając w jego kierunku cząstkę machiny. Złapał ją. Zanim cokolwiek powiedzieli, usłyszeli dosyć pokaźny huk wybuchu.
- Co się święci?- Zainteresował się Rumble przeczesując palcami swój irokez. Dumna Kanonierka wzruszyła ramionami.
- Z tego co słyszałam od Jinx, Ziggs się "bawi".
- Nie dołączyła do niego?- Zdziwił się lekko. W końcu ona go uwielbia przytulać...
- No, nie. Oprowadza swojego znajomego, który od niedawna jest w Lidze.
Na te słowa, Rumble aż odłożył klucz.
- Że co? Kto to?
- Ekko. To ten Chłopiec, Który Ujarzmił Czas.
Jakby na te słowa, ponownie usłyszeli wybuch, głośniejszy od poprzedniego. Stwierdzili, że trzeba zobaczyć, co się tam dzieje. Całą drogę obmyślali na głos, ale to co zobaczyli jak dotarli...
Tak jak myśleli i słyszeli, Ziggs "bawił się" bombami. Oczywiście miał swój szeroki uśmiech ukazujący jego zęby. Na widok gości, na chwilę przestał ciskając bombami, pomachał do nich zapraszając gestem do siebie.
- Co tam?- Przywitał ich wręczając im po bombie, nieaktywnej.
- Co się bawisz stary beze mnie?- Rumble podrzucał swoją z szatańskim uśmiechem.
-Słychać ciebie niemal u każdego- dodała rozbawiona Tristana. Ziggs wyszczerzył się do niej bardziej.
- Taki plan. Czekam na skargi. Jak ktoś tu przyjdzie z tekstem "żeby być cicho", rzucam w niego bombą.
- Ile już takich przyszło?- Zainteresowali się goście.
- Jak na razie nikt, ale czaili się pod drzwiami.
Chwilę po tym, drzwi się lekko uchyliły i w progu pojawiła się twarz Jinx i tego nowego, Ekko. Bez słowa, Ziggs cisnął w ich kierunku aktywowaną bombę, przez co, drzwi zamiast się zamknąć, otworzyły się szerzej. Jinx złapała bombę i ze śmiechem ją odrzuciła jej właścicielowi. Ziggs złapał ją i, dosłownie, połknął ją. Wybuchła w nim przez co odbiło mu się wybuchem i dymem. Zaraz potem nie było już nikogo w progu, drzwi były zamknięte. Tristana popatrzyła na nie.
- Fajnie że znalazł swoją znajomą.
- Ta. Już czekam żeby się z nim zmierzyć i zobaczyć jak walczy- rozbrajający był jego rozbawiony ton. Ziggs wydawał się tym nie przejmować.
- Dlatego zabawiasz się bombami?
W formie odpowiedzi, kiwnął jej głową.
- Znajomość znajomością. Moją miłością są bomby i epickie wybuchy.
Po chwili tarzali się przez to ze śmiechu a jeszcze później zrobili konkurs kto rzuci aktywną bombą w środek tarczy. Bezwarunkowo wygrał Hextechowy Saper. Nieważne ile razy rzucali, zawsze przebijał ich ten Yordl, cały czas się przy tym śmiejąc.


No, trochę to zajęło ale jest w miarę szybko rozdział.
Bombowo, nie? XDDD

niedziela, 7 czerwca 2015

Rozdział 23 - Sabotaż wojenny część III

Mecz nie dobiegł końca, tak jakby chciano, przez co nikt nie wygrał ani nie przegrał. Coś pomiędzy. Zastanawiacie się czemu? Żeby to zrozumieć, trzeba wrócić do sytuacji z końca poprzedniego rozdziału.
W każdym razie, kontynuując, wszystko to się stało dzięki Garenowi, który niespokojnie wiercił się w miejscu <nie, to nie hemoroidy XD> aż w końcu ruszył ze swoim dobrze znanym wrzaskiem na Heimerdingera, który właśnie na spokojnie zabijał potwory. Widząc ten atak, Yordl wrzasnął i rzucił się do ucieczki, jednak nagle zmaterializowała się Ahri i również zła zaczęła do atakować.
-Co wy robicie?! Nie tak się umawialiśmy!!!- Krzyczał próbując jeszcze jakoś się ratować.
-Dosyć tego! To tak brudna sprawa, że aż mnie mdli- to mówiąc Lux unieruchomiła do swoją umiejętnością.
-Przez ciebie, mój honor został zbrukany- dodał Garen.
Kiedy w końcu Wielbiony Wynalazca padł martwy z asystą całej przeciwnej drużyny, nie ruszyli na tych, którzy właśnie dobiegli.
-Co się dzieje?- Zapytała w szoku Tristana. Tamci spojrzeli po sobie ze znakiem zapytania, aż w końcu Lux zaczęła:
-Tuż przed meczem, przyszedł do nas mówiąc a raczej prosząc, żeby nikt go nie zabijał a pomoże nam wygrać. Dodał, że podmienił na gorszy sprzęt wam. Nie wiem, kto się zgodził...Ale tak nie może być, to nie fair- spojrzała na fatalne statystyki niebieskiej drużyny.- To nie byłby równy mecz a co dopiero honorowa wygrana.
-Także pytamy was: wybaczycie nam tą zniewagę?- Garen spojrzał na nich jak na równych, chociaż w oczach dało się dostrzec ogniki pragnące zemsty.
Niebiescy spojrzeli po sobie. Wszystko stało się jasne, dlaczego tak źle im szło. Sona uśmiechnęła się do sojuszników i to samo zrobiła ku czerwonym. Byli zgodni co do jednego- tamci też nie chcieli tak grać. Jak można się spodziewać, wszyscy się pogodzili podając sobie ręce na zgodę. W ten sposób grali w znacznie lepszych nastrojach. Czerwoni starając się zrekompensować niebieskim, dali zniszczyć sobie 2 wieże i inhibitor. W tym czasie Zed zabił w pojedynkę Smoka dając kolejne wzmocnienie ekipie.
Podczas gdy Zed, Sona, Rumble i Tristana dzielnie niszczyli kolejne przeszkody, ostatni członek- Heimerdinger nie miał już tak łatwo. Niemal siłą go wyrzucali z bazy żeby walczył a jak już opuszczał schronienie był masakrowany przez wszystkich przeciwników. Mimo tego, to ostatecznie niebiescy zwyciężyli. Po zakończeniu meczu, honorowali siebie a Dingera wszyscy banowali za wszystko jak leci.
Ahri nagle zniknęła, wyraźnie czegoś szukając. Na pomoc "podpłynęła" w powietrzu do niej Sona z zapytaniem w oczach. Lisica westchnęła.
-Upuściłam gdzieś tu błyskotkę Annie.
Sona ze zrozumieniem pokiwała głową i dołączyła się do poszukiwań. Po kilku minutach, zagrała na swoim instrumencie radośnie. Ahri spojrzała na nią z nadzieją w oczach i po chwili w dłoniach miała już to, czego szukała. Gorąco podziękowała Wirtuozce Strun za pomoc i już jej nie było. Sona uśmiechnęła się podążając wzrokiem za nią.
Pomagać powinno się każdemu, nieważne co się stało. Przebaczenie to dar.

O, myśl wypłynęła na koniec XD
Ok, duużo czasu minęło, więc w ramach zadośćuczynienia postaram się dodać kolejne opowiadanie w najbliższym czasie.

Tak teraz to czytam i wpadka- początek wyklucza koniec i na odwrót XD Wybaczcie XDD